Nawet nie wiem co myśleć. Mam w sobie dużo złości na to, jak jest urządzony świat. I nie wiem co z nią zrobić.
Zdaję sobie sprawę, że jestem neofitą. Wszędzie widzę Aspergera. Wszystkie wydarzenia interpretuję przez pryzmat Aspergera. Spadnie mi coś – Hans. Sąsiad napieprza wiertarką i mnie wkurza – to też na pewno Hans. Nie dogadam się z kimś – wiadomo, problemy w komunikowaniu się z neurotypowymi.
Generalnie Hans jest wszędzie. Strach otworzyć lodówkę (tam też jest, bo ciągle ten sam, stały zestaw żarcia).
Tylko jakie to ma znaczenie, że ktoś ma aspergera? Świat jest bez sensu zorganizowany, bo – biorąc pod uwagę różnorodność ludzi – powinno być na nim miejsce dla każdego. Nieważny kolor włosów, nieważne zainteresowania. Dlaczego ludzie, którzy interesują się czymś innym niż reszta, są uważani za dziwaków? Wszyscy musimy oglądać te same seriale i słuchać tej samej muzyki? Czemu gdy aplikuję do pracy ocenia się mój wygląd? Przecież aplikuję na stanowisko związane z pracą umysłową, a nie do burdelu…
Pieprzony mainstream.
Tak jak z tymi cholernymi świętami. Dlaczego należy je spędzać według określonych wytycznych (kto te reguły wymyślił i jakie mają uzasadnienie)? Po cholerę robić pięć ciast, gdy wszyscy mają dosyć słodkiego już po pierwszym? Po co dwanaście potraw? Żeby mógł brzuch boleć z przejedzenia?
Czy nie powinno być tak, że najważniejsze jest spotkanie się razem? Wzajemna akceptacja i szacunek, bez względu na to co kto je i w co jest ubrany? To jest kwintesencja społeczeństwa. Nie te wszystkie stereotypy, szufladki i etykiety.
Złość. Inność. Fakap.
Gdyby świat był bardziej tolerancyjny nie musiałabym nawet diagnozować Aspergera. Byłoby to nieważne, bo to, że zachowuję się nieco inaczej, stałoby się czymś naturalnym. Niewartym uwagi czy wyśmiewania. Czy błędnej interpretacji (oczywiście przypisującej mi złośliwość, bezmyślność, głupotę i brak empatii).
Czemu świat jest tak urządzony, że muszę się tłumaczyć z tego, że jestem kim jestem? I jeszcze liczyć na dobrą wolę; że ktoś łaskawie zaakceptuje, że nie jestem taka jak on. Jakby bycie takim jak on wyznaczało jakąś normę. Jakby wszyscy dookoła byli tacy sami.
Wiem dlaczego lubimy ludzi nam podobnych. Wiem jak filtrujemy informacje i po co są stereotypy. Ale tworzymy co chwilę dodatkowe podziały, które stają się kolejnym punktem zapalnym. Bo ktoś domaga się dla siebie więcej tolerancji czy akceptacji. I zaraz ktoś inny czuje się pokrzywdzony. Bo dlaczego jej tak, a mi nie? Paranoja.
Złość. Duuuużo złości.
„Nie jest miarą zdrowia umiejętność przystosowania się do chorego społeczeństwa”– piękny cytat, ale nie wiem z czego go wypisałam. Może to wszystkich ludzi (jako gatunek) trzeba leczyć? Bo urządziliśmy świat z najgłupszy możliwy sposób. Bez miejsca dla ludzi.
Lost. Lost in life.

Skomentuj