Smutek po diagnozie ASD

W kotle post-diagnostycznych uczuć jest i on. Smutek. I jest go całkiem sporo.

Diagnoza zespołu Aspergera zamyka przed człowiekiem wiele drzwi, ale otwiera w zamian oczy na to, co działo się w przeszłości. Obie te sytuacje generują smutek. Z jednej strony coś się traci (jest więc żałoba po stracie), a z drugiej reinterpretuje się dawne zdarzenia w kontekście nowych faktów (jest więc smutek opuszczenia, niezrozumienia, cierpienie i świadomość, że mogło być inaczej, gdyby…).

Jakaś część świata została dla mnie ostatecznie i definitywnie zamknięta. Już wiem, że nigdy nie zrozumiem uczuć tak jak rozumieją je neurotypowi. Nigdy nie poczuję tej wspólnoty z innym człowiekiem, porozumienia ponad komunikacją, braterstwa dusz. Nigdy nie złapię tego, co do mnie mówią na tym tajemniczym, intuicyjnym poziomie. Nie będę czerpać pełnymi garściami z kontaktów z ludźmi.

Nigdy nie zmienię tego, co mnie irytuje od kilkudziesięciu lat, bo nie mam narzędzi żeby to zmienić. Muszę z tym żyć. To strasznie smutne, że będę nieść ten balast do końca życia. Że nic się nie zmieni, będę dalej tkwić w moim aspergerowym pudełku, bo nie ma z niego ucieczki.

Nigdy nie będę kochać jak neurotypowi. Przez długi czas po diagnozie czułam, że moja aspergerowa miłość jest jakaś gorsza. Że jest wybrakowana. Jest pewnego rodzaju kontraktem, a nie tymi motylami w brzuchu i uniesieniem. Niby to czysta chemia, ale jednak smutno mi, że nie doświadczę niektórych rzeczy.

Smutno mi gdy wspominam przeszłość, te wszystkie upokorzenia, które musiałam znosić jako dziecko. Tą walkę ze światem, który z niezrozumiałych wtedy przyczyn odgryzał się przy każdej okazji. I przy każdej kopał pod kolano, a ja upadłam. Żal mi siebie – tego dziecka, które rzucono na głęboką wodę bez koła ratunkowego.

To takie przykre, że nikt nie wyciągnął do mnie ręki, tylko usiłował mnie wcisnąć w szkolny schemat. Że nie pozwolono mi być sobą, a jak czasami przymykano oko na „dziwactwa” i „wybryki”, to tylko na chwilę. Smutno mi, gdy myślę o tym smutku, który zalewał mnie całymi latami, który był ze mną zawsze i który do dzisiaj ze mną pozostał. Teraz mam narzędzia żeby z nim sobie radzić (lepiej lub gorzej), kiedyś byłam bezbronnym dzieckiem.

Ile bezsensownego cierpienia mnie spotkało, tylko dlatego, że ktoś się nie ogarnął, że mam zespół Aspergera? Ile walk musiałam stoczyć z rzeczywistością, z których zawsze wychodziłam poobijana? Ile razy wykorzystano moją naiwność? Do dziś pamiętam te sytuacje i do dzisiaj mi wstyd.

Smutno mi też dlatego, że jakby świat był bardziej otwarty na inność i bardziej tolerancyjny, to nie musiałabym się do niczego dopasowywać. Nie byłoby tego całego bezsensownego cierpienia, gdyby pozwolono mi być sobą, a nie wciskano na siłę w czyjeś wzorce oczekiwań i społeczne stereotypy.

Jestem już chyba poza tym smutkowym etapem. Roztrząsnęłam przeszłość, popłakałam nad bezbronnym i zagubionym dzieckiem. Ale ten etap po diagnozie Aspergera był dołujący i naprawdę ciężki. Był swoistą żałobą po straconych czasach, po dzieciństwie.

Tamto było, minęło, jest niezmienne. Czas spojrzeć w przyszłość.

Powoli dojrzewam do akceptacji, by znaleźć wartość w swojej odmienności. Bo kto powiedział, że miłość dorosłych z ASD jest gorsza od miłości neurotypowych? I jedna i druga spełnia tę samą funkcję, tyle że w dwóch odmiennych światach. Musi się więc różnić.

Jedna myśl na temat “Smutek po diagnozie ASD

Dodaj własny

  1. Wykonałem test osobowości. Wyszło, że jestem osobnikiem eurotypowym z dość przytępioną empatią. Dziwne to bo w życiu posługuję się logiką. Momentami nie czaję w co grają ludzie. Jestem typem indywidualisty.

    Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: