Ty teraz wszystko tłumaczysz aspergerem. Przecież dawniej chodziłaś tam, robiłaś to, spotykałaś się z…, więc o co chodzi?
Ból. Smutek. Cierpienie. Łzy.
Brak akceptacji jest jedną z najtrudniejszych rzeczy, z którymi przychodzi mi się mierzyć. Myślę że nie wynika nawet ze złośliwości czy próby dokuczenia mi. Wynika z ograniczonych horyzontów, zamknięcia w neurotypowej rzeczywistości, która jest jedyną obowiązującą. Z małej tolerancji na inność. Z braku wiedzy, co w życiu jest naprawdę ważne. To taka próba kontrolowania wszystkiego i wszystkich. Bo jak wszystko jest pod kontrolą, to świat wydaje się bezpieczny.
Nawet diagnoza zaburzenia ze spektrum autyzmu na papierze nic nie zmienia. Nigdy nie przypuszczałam że masz autyzm! Nawet przez myśl mi nie przeszło! Przecież ty tak nie wyglądasz!
Tak czyli jak?
Jestem inteligentna, mam doktorat, nie ślinię się i można nawiązać ze mną kontakt to znaczy, że nie mogę inaczej patrzeć na świat? Że nie mam prawa mieć pomysłu na swoje życie i robić rzeczy, które lubię robić? Inaczej niż inni?
Przez 40 lat próbowałam dopasować się do neurotypowej rzeczywistości. Chodziłam wbita w eleganckie spodnie i ołówkowe spódnice. Mam w szafie szpilki (nawet je kilka razy ubrałam na jakieś wesele). Robiłam makijaż. Byłam grzeczna, spełniałam oczekiwania innych, udzielałam się towarzysko i zachowywałam zgodnie z neurotypowymi standardami.
Za te 40 lat zapłaciłam wysoką cenę. Pięć epizodów depresji, lęk i ataki paniki na porządku dziennym, bezsenność, przepłakane dni i noce, myśli i próby samobójcze. Wszechogarniający smutek sączący się do krwi z każdym uderzeniem serca. Nienawiść do świata. Nienawiść do ludzi i przekonanie, że wszyscy są źli. I czyhają tylko na to, żeby zrobić mi krzywdę. Mnóstwo frustracji, poszukiwania siebie i poczucia, że coś jest ze mną nie tak. Jestem fakapem. Jestem błędem ewolucji. Nie powinnam się urodzić.
40 lat żyłam według neurotypowych reguł. Następne 40 chcę przeżyć po aspergerowemu.
- Dać sobie więcej tolerancji i życzliwości.
- Robić rzeczy dlatego, że sprawiają mi przyjemność, a nie dlatego że ktoś uważa, że mają być produktywne, pożądane lub wszyscy tak robią.
- Spędzać więcej czasu w samotności, z książką, aspie-mężem lub kotem.
- Spędzać część dnia w lesie, gdzie jest mój dom.
- Nie ścigać się, nie dążyć do zdobywania kolejnych szczebli kariery.
- Nie dać się wepchnąć w stereotypy przewidziane dla kobiet.
- Dawać sobie wystarczająco dużo czasu na odpoczynek i reset, bez względu na oczekiwania innych.
- Olać oczekiwania innych.
- W końcu żyć tak, żeby to mnie było dobrze, a nie ludziom dookoła. Nawet jeśli to oznacza focha.
- I nauczyć się radzić sobie z tym fochem, żeby mnie nie kaleczył tak głęboko, jak robi to teraz.
Tylko, jak widać, nie wszyscy potrafią to zaakceptować. Wiem, ich akceptacja nie jest mi do niczego potrzeba, to moje życie, ja decyduję jak ma wyglądać. Ale jak odrzucenie i niezrozumienie przychodzi ze strony najbliższych, to jest podwójnie bolesne. Wśród ludzi, wśród których powinnam się czuć najbezpieczniej, najbardziej na luzie, najbardziej sobą, właśnie tam muszę znowu coś komuś udowodnić. Bo kiedyś to, a dawniej tamto. Chcemy żeby było jak było, bo nam się tak podobało.
Tylko nikt mnie nie zapytał jaka była tego cena.

Skomentuj