Wpis o pytaniach bez odpowiedzi, w połączeniu z czytaną właśnie książką, otworzył mi głowie jakąś klapkę.
Być może błędem jest podążenie za pytaniami. I szukanie do nich odpowiedzi. Wielu z nich nie znajdę, bo ich nie ma (jeszcze). Wielu nigdy nie będzie, bo nie da się czegoś określić na takim poziomie ogólności lub szczegółowości.
A nawet jeśli, to może się okazać, że odpowiedzi są bezużyteczne. Są rzeczy, których nigdy się nie da zmienić, bo brakuje do tego narzędzi w mojej głowie. Nie zrozumiem uczuć tylko dlatego, że chcę to zrobić. Nie będę w stanie intuicyjnie łapać pewnych niuansów w rozmowie z ludźmi, bo moja intuicja działa na innym silniku. Chociaż będę wiedzieć co i jak, to i tak to niczego nie zmieni.
Co więcej: szukanie odpowiedzi jest wyczerpujące. Próby dowiedzenia się tego wszystkiego, zrozumienia, rodzą frustrację. Bo świat jest źle ułożony. Bo świat jest niedobry. Dlaczego w ogóle mam się do niego dopasowywać? Nie dam rady, jestem w spektrum autyzmu! Mam Hansa! Całe życie! Tego się nie da zmienić!
I tu jest właśnie wisienka na torcie.
Frustracja jest niszcząca. Nic nie zmienia, nic nie rozwija, tylko depta człowieka buciorami w błocie.
A jakby tak… zmienić perspektywę?
Rzeczy istnieją, ale my możemy powiedzieć jak istnieją tylko na podstawie naszych zmysłów i logicznego rozumowania. Widzę rzeczy i je nazywam. Dodaję do każdej z nich interpretację. Nadaję im priorytet. Pozwalam im (lub nie) wpływać na moje życie.
To moja interpretacja i postrzeganie sprawiają, że mój świat jest, jaki jest.
A jeśli waga, którą do nich przykładam, jest zbyt duża? Jeżeli logika zapędza mnie w kozi róg, bo korzystam z uszkodzonych narzędzi poznawczych (czytaj: mam zespół Aspergera)? A rzeczywistość płynie sobie zupełnie inaczej, niezależnie, neutralnie, spokojnie?
Bujam się z autystycznymi ograniczeniami w relacjach i kontakcie z ludźmi, które chcę jakoś okiełznać. Trenuję je. Zdobywam dodatkową wiedzę. Próbuję osiągnąć doskonałość, działać bez zarzutu, bezbłędnie ale… cholera, w pewnym sensie jest to zaprzeczeniem człowieczeństwa.
Nie ma nieomylnych ludzi. Neurotypowym też się zdarzają fakapy, tylko oni nie przywiązują do nich wagi. Nie poświęcają im uwagi, tak jak robi to aspie. Nie rozkminiają godzinami, nie obwiniają Hansa za to, że coś nie wyszło. Nie czują się odrzuceni, inni, bezużyteczni. Mają dla siebie mnóstwo tolerancji, która mieści te wszystkie wpadki. Wszystkie zapomniałam, spóźniłam się, okłamałam cię, zraniłam. Bo wiedzą, że świat i tak potoczy się dalej.
Mają znacznie lepszą perspektywę…
To czego nie mogę zmienić, mogę nazwać inaczej. Lub uznać za nieważne.
Iluminacja.
Problem jest tylko jeden. Osoby z zespołem Aspergera szukają w analizowaniu sytuacji z przeszłości schematów. Uczą się na tym wzorów zachowań. Dlatego muszą wypunktować każdy błąd, bo to on staje się podstawą do stworzenia reguły, którą zastosują następnym razem. Dzięki niej unikną popełnienia go po raz drugi.
Jeśli przestanę to robić, to stracę swoje narzędzie do poznawania neurotypowej rzeczywistości. Jeżeli nie przyłożę odpowiedniej wagi do wydarzenia, to go nie przeanalizuję. Pozbawię się części wiedzy o tym, jak funkcjonować w świecie społecznym.
Jak pożenić jedno z drugim?

Skomentuj