Prozopagnozja, czyli kim ty jesteś?

To tajemnicze słowo oznacza nic innego, jak problem z rozpoznawaniem osób i zapamiętywaniem twarzy. To jedna z cech kobiecego zespołu Aspergera.

Czasami z tego powodu jest bardzo śmiesznie. Rozpoznaję tylko moich najbliższych sąsiadów, a tych z końca ulicy już słabo. Nigdy nie wiem kiedy komu powiedzieć dzień dobry, dlatego na wszelki wypadek mówię wszystkim spotkanym na osiedlu osobom. Muszę mieć opinie bardzo grzecznej dziewczynki. Albo totalnego chama, który pod domem się przywita, ale jak spotka w sklepie czy parku, to udaje, że nie zna.

Nie robię tego ze złośliwości, czy dlatego, że jestem niewychowana. Nie pamiętam twarzy i słabo mi idzie pamiętanie imion. Nie wiem, czy osoba, która idzie z przeciwka, jest znajoma czy nie. Nie wiem czy powinnam się z nią witać lub do niej zagadać. A wszystkich mijanych lepiej nie zaczepiać bo wiadomo…

Prozopagnozja przejawia się u mnie też na filmach: nie ogarniam bohaterów. Owszem, jeśli ktoś jest tak charakterystyczny jak Steve Buscemi lub Robert de Niro, to oczywiście nie ma problemów. Źle jest z aktorkami, bo każda ma długie włosy, makijaż i jest ładna. Ale najgorzej jest na filmach gangsterskich, kiedy wszyscy są w kapeluszach i w prochowcach. Niejednokrotnie nasze oglądanie przerywa moje zdziwione pytanie: kto to jest? I Pan Mąż cierpliwie tłumaczy w którym odcinku, w której scenie go już spotkaliśmy.

Żeby było jeszcze śmieszniej, uświadomiłam sobie, że nie pamiętam twarzy moich rodziców. Gdy przywołuję ich w myślach, widzę zdjęcia, które mam podpięte do kontaktów w telefonie. Na szczęście rozpoznaję ich bezbłędnie, jak się spotykamy.

Zresztą przypominanie sobie osób zazwyczaj wygląda tak, że pamiętam wszystko, a zamiast twarzy mam bezkształtną plamę. To taki sam efekt jak w tv – gdy nie chcą ujawnić wizerunku osoby, to zamazują jej twarz. U mnie tak ma połowa ludzkości.

Jak sobie radzić z prozopagnozją? Wbrew pozorom jest całkiem prosto:

  • Mówię dzień dobry wszystkim spotykanym w bezpośrednim otoczeniu mojego miejsca zamieszkania. A co tam, najwyżej przywitam obcych ludzi. Będą się pół dnia głowili kim jestem (ej, a to nie była ta córka ciotki Kryśki, co wyjechała do Anglii?).
  • Jeśli ktoś na mój widok się uśmiecha lub przygląda mi się, wówczas mam podejrzenie, że mnie zna. Wtedy obowiązkowo się witam lub chociaż odwzajemniam uśmiech.
  • Wiele osób rozpoznaję inaczej, np. po chodzie, po sylwetce na rowerze, po sposobie ubierania, po prowadzonym psie, po charakterystycznych szczegółach. Zanim zobaczę twarz (która mi i tak niewiele powie), już wiem, że to ktoś znajomy. Funkcje społeczne – ON.
  • W sytuacji gdy nie mam ochoty na kontakt, albo znudzi mi się witanie niedzielnych tłumów spacerowiczów, po prostu spuszczam wzrok i gapię się pod nogi. Wtedy odpowiedzialność za przywitanie się spada na drugą stronę.
  • Kiedy zawalę i kogoś nie rozpoznam, staram się wyjaśnić sprawę jakimś stwierdzeniem, które nic nie tłumaczy, tłumacząc wszystko, w stylu: ach przepraszam, zamyśliłam się! Albo: nie poznałam cię bez kasku rowerowego!

Najgorzej jest wtedy, gdy wiem, że kogoś znam, ale za cholerę nie umiem sobie przypomnieć kto to jest i skąd się znamy. Kiedyś jechałam pociągiem i gapi się na mnie laska. Gapi się cały czas. Powiedziała dzień dobry, ale z lekką pretensją, że ja tego nie zrobiłam. Cholera, kto to jest? Oświeciło mnie dwa dni później. Moja księgowa.

Kiedy zanosi się na dłuższą rozmowę dobrze wiedzieć o czym rozmawiać. W takich sytuacjach staram się wybadać kto zacz. Podpytuję o wspólnych znajomych (a tego znasz? Bo słyszałam, że ostatnio…), co pozwala zlokalizować czas poznania się (Studia? Praca? Dawny sąsiad?) lub chociaż wspólną grupę znajomych.

Ale najgorzej jest z przypominaniem sobie imienia. Bo jak się zwrócić do kogoś, kiedy nie pamiętam skąd go znam i kim jest? Osoby, z którymi spędziłam dużo czasu, pamiętam z imienia i nazwiska (np. wszystkich z liceum). Gorzej jak znam kogoś przez kogoś. Znajomi znajomych, których kiedyś poznałam, w wielu przypadkach pozostają nierozwiązaną zagadką. Rozmywają się w mojej pamięci jak duchy.

Dobrym sposobem jest też obracanie wszystkiego w żart. Najbardziej krępujące sytuacje są wtedy, gdy przedstawiam się osobom w nowej grupie, a ktoś mi mówi: ale my się przecież znamy! No i bądź tu mądry skąd… Wtedy proszę o przypomnienie, gdzie się poznaliśmy, a potem żartuję, że muszę się przebadać w kierunku Alzheimera. Albo mniej pracować, bo mi się na głowę rzuca.

Wszyscy się pośmieją i katastrofa towarzyska zażegnana.

Patrzenie pod nogi ma swoje plusy. Dużo tam ładnych rzeczy 🙂

Jedna myśl w temacie “Prozopagnozja, czyli kim ty jesteś?

Add yours

  1. Jak ja to dobrze znam! Pracuję ze sporą ilością ludzi, których potem nie rozpoznaję w weekend będąc na zakupach. Poza tym nie lubię patrzeć ludziom w oczy, bo mam uczucie jakbym wchodziła w ich skórę, a to nie jest przyjemne.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Blog na WordPress.com.

Up ↑