Po diagnozie był okres, kiedy wszystko było Aspergerem. Jedna psycholog powiedziała mi, że teraz będę mieć Aspergera „bardziej”. I to chyba najlepiej oddaje to, co się działo.
We wszystkim dopatrywałam się Aspergera. Każdy irytujący dźwięk (który dla neurotypowych też pewnie był irytujący) to był Asperger. Każda gafa czy nieporozumienie w komunikacji – zwalałam to na Hansa. Wycofałam się z życia, bo ja przecież nie mam narzędzi, żeby spotykać się z ludźmi, a do tego takie spotkanie niechybnie skończy się meltdownem. Nie próbowałam nawet weryfikować, czy naprawdę każde.
W którymś momencie stało się to frustrujące. Przestałam robić rzeczy, które kocham, przestałam szukać nowości, nowych bodźców, które są mi niezbędne. Nie rozmawiałam z ludźmi, nie dostawałam od nich feedbacku, że jestem ok, że fajnie ze mną pogadać, że ktoś mnie lubi. Utonęłam w autyzmie, chociaż wiele rzeczy miałam już opracowanych. Przez 40 lat naprawdę można się dużo nauczyć – i w kontaktach z ludźmi, i o sobie. Ta cała wiedza jakby wyparowała. Utknęłam z Hansem między przestrzeniami. Nie należałam ani do autystycznej (bo jestem zbyt wysoko funkcjonująca), ani do neurotypowej (bo jednak inaczej postrzegam świat).
To przełożyło się też na oczekiwania wobec rzeczywistości. Dotykała mnie każda rzecz, która choćby tylko malutkim kawałeczkiem wskazywała na lekceważenie mojego ASD. Zaproszenie na wspólny wyjazd? (no co wy, przecież mam Aspergera!). Oczekiwania innych zakomunikowane wprost? (jak śmiecie w ogóle mi to proponować, a moje ASD?). Wszystko traktowałam jako atak. Personalny atak. Brak akceptacji i zrozumienia, z czym naprawdę się teraz mierzę.
Drugim skutkiem były błędne założenia co do rzeczywistości i neurotypowych. Założyłam, że są nieomylni, że wszystko wiedzą, rozpoznają uczucia bez wysilania się, rozumieją skąd się biorą i doskonale wiedzą, co z nimi zrobić. Są mistrzami ogarniania każdej sytuacji, zawsze wiedzą jak się zachować i nie popełniają gaf. Nadałam im atrybut doskonałości i nieomylności.
Nawet teraz, gdy to piszę, widzę, jaki to absurd. Co ciekawe, wtedy tego nie widziałam. Wpisanie się w świat osób dorosłych ze spektrum autyzmu stało się takim stygmatem, że cały świat poza tym przestał istnieć. Gdy człowiek nabierze dystansu do pewnych rzeczy, nie może się nadziwić, jak tak się mogło stać. Jestem tą samą osobą. Jak mogłam w ogóle tak pomyśleć, nie zwracając uwagi na błędy postrzegania, które aż krzyczą?!
Patrząc z dystansu świat wygląda jednak inaczej. To pewnego rodzaju zaskoczenie, ale też nauka. Nie każde wyobrażenie, które mam o rzeczywistości, jest prawdziwe. Niektóre moje analizy świata mogą opierać się na błędnych przesłankach. Nie da się wszystkiego ogarnąć i wytłumaczyć, bo wiele rzeczy jest nieuchwytnych (np. modyfikowanych ludzką osobowością, wyobrażeniem świata czy oczekiwaniami).
Mój umysł już wypluł kilka wniosków i radośnie idzie dalej. Coś mi się widzi, że to będzie dzień spektakularnych idei, które pozwolą mi zrobić kolejny krok w rozumieniu tego, co się ze mną dzieje.

Skomentuj