O relacjach między osobami z zespołem Aspergera i neurotypowymi napisano już wiele książek. Ja w sumie chciałabym napisać o czymś innym. O umieraniu relacji.
Relacji z ludźmi brakuje mi bardzo. Kiedyś nie miałam z nimi problemu, bo same się nawiązywały. Teraz wszystko stanęło na głowie. Izolacja społeczna, dystans społeczny, śmierć społeczeństwa jako takiego.
Mam wrażenie, że relacje się deteriorują. Giną śmiercią naturalną. Karłowacieją i w swojej pokracznej postaci udają, że są piękne i wspaniałe. A tak naprawdę są pokręcone, wygięte i spróchniałe od środka.
Widzę to na reakcjach z sąsiadami. Kiedyś bywaliśmy u siebie, chodziliśmy z psem na spacery, codziennie rozmawialiśmy. Teraz wszystko zniknęło. Widzimy się przypadkiem, wymieniamy u was wszystko dobrze i koniec. Jakby nie było powrotu do tego co kiedyś. Jakby zaproszenie na kawę jak kiedyś traciło swoją moc w momencie zamknięcia drzwi. I to ciągle zaklinanie: musimy się spotkać.
Czegokolwiek bym nie zrobiła, jakkolwiek bym ich nie wspierała, one po pewnym czasie obumierają. Nie wiem czy to efekt pandemii i patrzenia na każdego człowieka jak na potencjalnego roznosiciela zarazków (niektórzy mieli takie podejście), czy po prostu tak jest. Że człowiek przestaje być ważny dla drugiego człowieka, bo ważniejsze są sprawy bieżące, które trzeba ogarniać. Na liście priorytetów leci się z zaszczytnego pierwszego miesiąca gdzieś na samo dno. Gdzie tylko pył, brud i nikt tam nie zagląda.
Chciałabym pogadać z kimś, kto zweryfikowałby moje postrzeganie świata. Pokazał błędy jakie popełniam, rozwikłał nieistniejące analogie. Wyciągnął z poznawczego pudełka.
Nie mam z kim. Psycholog, z którą pracowałam przez 4 lata, kazała mi dyplomatycznie spadać, bo jestem poza obszarem jej zainteresowań. Gdy próbuję coś opowiadać innym ludziom, słyszę że przesadzam. Że to niemożliwe żeby pójście do urzędu i załatwienie różnych spraw codziennych w kontakcie z ludźmi było tak obciążające. Jak można rozmawiać z kimś, kto mówi że zmyślam, chociaż nie ma pojęcia co czuję? Bo on tak nie ma, to inni też nie mogą mieć. Osławiona znajomość teorii umysłu u osób neurotypowych właśnie wali się w gruzy. Jestem tylko ja. Mam w dupie co mi chcesz powiedzieć. Ja wiem lepiej jak wygląda świat.
Serio? To ja chyba już sobie pójdę.
Przychodzi w końcu moment kiedy przestaję próbować. Nie piszę kolejnego smsa, gdy poprzednie trzy zostały bez odpowiedzi. Nie dzwonię, bo wiem że usłyszę pouczenia i to, że czyjaś racja jest obowiązującą. Nie proszę o update lub informacje po ważnym dla kogoś wydarzeniu, bo i tak jej nie dostaję. Nie wiem tylko czy ktoś zapomniał, czy celowo unika tematu bo np. nie chce o tym rozmawiać. Zresztą nie wiem o czym mam rozmawiać, bo tematy się zdezaktualizowały. Czasami to się zastanawiam czy ten ktoś żyje. Może piszę do trupa? Efekt konwersacji właściwie na to by wskazywał…
Finalnie dochodzę do momentu, w którym nawet nie wiem jak próbować nawiązać tą straconą więź od nowa. Czy to ma w ogóle sens? Tyle razy prosiłam o kontakt. Mam tak po prostu się odezwać? A jak znów mnie zignorują? Albo co gorsza – wszystko wróci do normy, by za kilka miesięcy znów obumrzeć, fundując mi kolejne znaki zapytania i rozczarowanie?
Tkwię więc w pustce. Cichej. Zamkniętej. Samotnej. Pełnej tęsknoty za czymś, co nieuchwytne. Tylko ja i Hans Asperger.
Tak w sumie to można się przyzwyczaić.

moje znajomości też umierają, czasem nawet te, co się zapowiadały na głębokie. Po wielu latach bolączek nauczyłam się, że nie warto stukać raz za razem w zamknięte drzwi. A w którymś momencie po prostu trzeba sobie odpuścić, by zachować szacunek dla siebie.
Mam ileś tam osób, które są w moim życiu od wielu lat. Są to zazwyczaj ludzie z którymi łączą mnie zainteresowania. Może nie są to znajomości polegające na codziennych długich rozmowach, najczęściej są to znajomości internetowe, ale są i bardzo je sobie cenię. Ale przestałam zagadywać ludzi, którzy sami z siebie nigdy pierwsi nie nawiązują kontaktu: nie piszą, nie dzwonią… Po co? Jeśli ktoś przez długi okres nie zainteresował się czy żyję, to widać nic go nie obchodzę.
Trudne to, bywa czasem bardzo przykro gdy człowiek sobie uświadamia, że to, co brał za przyjaźń, okazuje się… niczym… gdy przestaje się zabiegać.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To ciekawe co piszesz, nigdy nie myślałam o tym w kontekście zachowywania szacunku dla siebie. Raczej szukałam w sobie winy, że to ja coś zepsułam i dlatego się posypało, bo ja przecież „nie umiem w relacje”…
W sumie ostatnio też przestałam zabiegać. Chociaż chyba bardziej z chęci uniknięcia kolejnych rozczarowań, zwłaszcza tych dotyczących „przyjaźni”, która trwa dopóki ja o nią dbam. W ogóle mam wrażenie że ludzie oczekują że ktoś inny będzie za nich te relacje budował. Że to druga strona ma obowiązek odzywać się, interesować, przyjeżdżać. Oni mają tylko spijać śmietankę i zbierać profity.
PolubieniePolubienie
no wiesz… mnie odkrycie, że nie dbając o niektóre relacje dbam o siebie, zajęło jakieś 45 -50 lat 😀
A strasznie nie lubiłam tego dziwnego uczucia, jakie mnie ogarniało, po spotkaniu z osobą na której, nie bójmy się tego powiedzieć, spotkanie wymusiłam. Dziwne to było. Jakby coś uwierało, jakby coś nie pasowało, jakieś zażenowanie, choć spotkanie było miłe, czasem nawet nadzwyczaj miłe… Wreszcie zrozumiałam, że to ma związek właśnie z tym, co do spotkania doprowadziło.
Nie ma tak, że w ogóle nie próbuję. Tylko szybciej pozwalam sobie odpuścić. Myślę, że tak mniej więcej po trzecim razie odzywa się we mnie „nie? to nie. Spadaj na bambus”.
I wiesz co?
To nie jest kwestia „że ja w relacje nie umiem”.
Też długo sądziłam, że nie umiem.
Ale moja babcia mawiała „każda potwora znajdzie swego amatora” i coś w tym jest.
Po latach udało mi się nawet stworzyć bliską relację ze Szwedką. A to już jest naprawdę wyczyń. Bo dochodzi nie tylko nie rozumienie cudzych emocji, ale też trudność w odbieraniu ich w innym języku. I, wyobraź sobie,to właściwie Helena dążyła do zacieśnienia więzi.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Właśnie odbyłam świąteczną rozmowę z matką. Wyglądała tak:
– ale wypada zadzwonić i złożyć życzenia!
– mamo, oni nigdy nie dzwonią. A jak zadzwonię i zapytam co u nich, to potem słyszę pretensje, że dzwonię ja a nie mąż. Więc już nie dzwonię.
– no bo powinien się interesować, to rodzina
– i co z tego, jak przestali nas zapraszać na święta i od trzech lat się nie kontaktują. Uważam że relacja polega na tym, żeby obie strony się angażowały, a nie jedna.
– nie możesz tak mówić, przecież święta są. Trzeba rodzinie złożyć życzenia.
Zupełnie nie rozumiem tego oczekiwania że to tylko ja mam dbać o relację. Innym się należy. Czemu mnie się nie należy?
PolubieniePolubienie
a to to jeszcze inna para kaloszy 😀
RODZINA. Rodzina musi. Rodzina powinna. Trzeba, bo rodzina.
Jeśli matka chce utrzymywać kontakty z kimś kto ją, brzydko mówiąc, olewa to niech sama dzwoni. Ty przecież nie musisz. I nawet możesz wykorzystać Aspergera 😀 Niech się do czegoś przyda.
Nie wiem o czym z nimi z gadać. Trzy lata się nie odzywali, co ja mam im powiedzieć? Albo coś powiem, oni znowu nie zrozumieją i się obrażą… Lepiej ty zadzwoń
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Wiesz co, nie dzwonię. Zakładam że jak mają jakieś ale to są dorośli i potrafią mi to powiedzieć. A jak ich ale dotyczy tego że nie jestem taka jak sobie życzą, to cóż…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
i słusznie!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
W okresie formatywnym starszyzna wyjechała na zachód, a opieka nad młodym pokoleniem spadła na dziadków oraz wujostwo. Ten stan rzeczy namieszał w naszych życiorysach. Nawet nie sądziłem jak bardzo. Choć mineły lata to do dziś mam problemy z relacjami. Nie wiem czy da się to zmienić.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ja w sumie już chyba straciłam nadzieję. Cokolwiek zrobię lub czegokolwiek nie zrobię to i tak efekt jest ten sam. Szkoda czasu.
PolubieniePolubione przez 1 osoba