Domofon / neurotypowa logika 3

Domofon – proste urządzenie, chroniące przed natrętami i domokrążcami. Jednocześnie może też chronić przed oczekiwanymi gośćmi.

Idę na umówione spotkanie. Jestem jak zwykle kilka minut przed, ale na tyle mało, że już wypada wejść. Podchodzę więc do domofonu i dzwonię.

Jeden sygnał. Drugi. Trzeci. Spinam się na samą myśl, że nie usłyszę brzęczyka (ten jest wyjątkowo cichy, a ulica głośna) i będzie trzeba dzwonić raz jeszcze. Nic. Nie ma ani brzęczyka, ani odpowiedzi. Domofon przestaje popiskiwać i przełącza się w stan gotowości.

No szlag. Miało być bez niespodzianek, bo już sam dojazd do miasta mnie spalił. Wystarczy na dzisiaj…

Lecz cóż, przyjechałam tu w konkretnym celu. Chcę załatwić tę sprawę. Dzwonię jeszcze raz. To jeszcze mieści się w mojej normie „wypada”. Ale sytuacja pozostaje bez zmian. Kilka sygnałów i cisza. Zero odpowiedzi.

Hmm. Poczekam. Może ten ktoś nie może akurat otworzyć? Ale zawsze otwierał, więc co się dzisiaj zmieniło? O nie, zmiana! Pierwsze ukłucie stresu.

Mija kilka minut. Wybija godzina mojego spotkania. Dzwonię po raz trzeci. To samo. Dzwonię po raz czwarty. To samo. Zostaję na schodach z ciszą, niepewnością i milczącym domofonem. I zagadką nie do rozwikłania. Drugie ukłucie stresu. Nie ma procedur na taką sytuację, bo brakuje mi danych.

Pomyliłam godzinę? Umawiałam się telefonicznie, nawet nie mogę sprawdzić. A może źle zapisałam w kalendarzu? Źle usłyszałam? Trzecie ukłucie stresu. Jak nic nie zrobię to się spóźnię. Czwarty stresior. Nie cierpię się spóźniać.

I kulminacja nerwówki – trzeba wyjąć telefon, zadzwonić i zdobyć te informacje, żeby wiedzieć co mam robić. Bardzo nie lubię rozmawiać z tą osobą telefonicznie. A tu nie dość, że musiałam się umówić właśnie przez telefon, to jeszcze muszę zadzwonić i dowiedzieć się co jest nie tak z naszym spotkaniem. Gdy brzmi sygnał szykuję do przepraszania, że pomyliłam godzinę, dzień i takie tam.

Odbiera telefon. A dzień dobry! – słyszę – tak, już panią wpuszczam. Domofon się zepsuł.

ZONK.

No kurwa, gdzie logika? To nie można powiesić kartki z informacją PRZY DOMOFONIE? A jakbym uznała, że nikogo nie ma i poszła do domu? Albo zapomniała telefonu? Stałabym tam do Wielkanocy?

Hans już zdążył wyprodukować tysiąc różnych uzasadnień dla nowej sytuacji. Czy neurotypowi naprawdę domyślają się od razu, że to domofon nie działa i powieszenie kartki z informacją jest im do niczego niepotrzebne?

2 myśli w temacie “Domofon / neurotypowa logika 3

Add yours

  1. zabić to za mało…
    Ogólnie nienawidzę urządzeń zwanych domofon. Owszem daje złudne uczucie, że chroni przed niechcianymi gośćmi (akurat! zawsze gdy mi najbardziej nie pasuje by mnie ktoś zaskoczył to zaskakuje…bo np. akurat sąsiadka wychodziła). Gdy jesteś gościem masz stres bo nie zawsze słychać, że drzwi się odblokowują, nie zawsze słychać, że ktoś odbiera. Gdy gospodarzem: ktoś dzwoni, ale nie słychać kto. Dobrze jak to ktoś, kto jest umówiony, ale jak nie?
    NIE-NA-WI-DZĘ!

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz

Blog na WordPress.com.

Up ↑