Uwielbiam takie chwile jak ta. Cisza. Nikogo w domu. Na zewnątrz powoli zapada mrok. Nie zapalam światła. W kubku ciepła kawa. Wygodny fotel. Kot. Na kolanach lub obok na kocyku. Książka. Tylko ja ze sobą. Telefon milczy, dzwonek milczy, obowiązki czekają na swoją kolejkę.
To jeden z niewielu momentów kiedy mogę złapać wytchnienie. Pobyć w swoim świecie. Posłuchać jak cisza gra mi w uszach. Złamać ją mruczeniem kota.
100% akceptacji. 0% masek. Nic nie muszę udawać. Dla nikogo nie jest to dziwne. Nikt się nie obraża. Nikt mi nie mówi co wypada, a co nie wypada.
Jestem sobą.
Kiedyś myślałam że to przekleństwo. Teraz myślę że to skarb.
Tylko świat jest zorganizowany na dziwnych zasadach. Tylko teraz wiem, że nie muszę się z nimi identyfikować, nie muszę żyć według ich dyktatu. Tak, jest mi łatwiej, bo jestem w wieku kiedy już nic nikomu nie muszę udowadniać. Kiedy zarabiam na siebie i nikomu nic do tego jak.
Ludzie neurotypowi zazdroszczą mi pracy na pół gwizdka, realizowania pasji, czasu na sport, wypadów w góry w środku tygodnia. Uwięzieni przy swoich biurkach, na swoich etatach, zgrzytają zębami gdy na zewnątrz świeci słońce. A ja po prostu idę wystawić twarz na jego promienie.
Asperger pozwolił mi zaakceptować inność. To że potrzebuję więcej czasu dla siebie. To, że muszę codziennie iść do lasu, pooddychać drzewami, popatrzeć na dzięcioły. To, że nie muszę się spotykać z tuzinem ludzi, by być szczęśliwa. To, że czytanie pół dnia książek nie jest powodem do obwiniania się.
Jestem sama, z mruczącym futrem na kolanach i czuję harmonię. Rzadkie uczucie dotychczas. A takie piękne.

P.S. Autystyczny wtręt: widzieliście słowo pooddychać? OODD – niesamowite zestawienie liter 🙂
Skomentuj