To takie smutne i depresyjne doświadczenie, kiedy człowiek spotyka się z „normalnymi” ludźmi.
Kiedy wydaje się, że mam wspólne tematy z tymi najbliższymi, a nie mam żadnych. Bo w domu autyzm jest tematem tabu, wszyscy udają, że ze mną wszystko spoko.
Kiedy myślę, że kogoś interesuje to co czuję, to co mam do opowiedzenia, moje emocje, ale nie interesuje go nic poza swoimi interesami.
Kiedy ktoś traktuje mnie jak swojego niewolnika, jakby nie zauważył że jestem autonomiczną, dorosłą jednostką, która ma swoje życie. Odmienne życie.
Kiedy nie chcę rozmawiać na jakiś temat, a ktoś mnie do tego zmusza, bo uważa, że jest to teraz najważniejsze. I oczywiście wie najlepiej co mam zrobić.
Kiedy moja decyzja wynikająca z ochrony swojej aspergerowej rzeczywistości zderza się z neurotypowymi oczekiwaniami i jest interpretowana jako złośliwość, niechęć, ignorancja lub nietakt. Kiedy nie jest przyjmowana, bo tak przecież nie można. Co to znaczy, że tak nie można, jak właśnie tak robię? Kto powiedział że nie można? Dlaczego nie można?
Kiedy chcę coś komuś wytłumaczyć ale nie mogę tego zrobić. Bo czuje się urażony i nie umie przyjąć komentarza jako komentarza, a nie wszystkiego innego, co niby kryje się pod spodem. Co wyobraża sobie, że się kryje pod spodem.
Kiedy wszyscy mi mówią co mam robić, a nikt nie zapyta co chcę robić.

Neurotypowy świat to jest jakiś fakap. Za każdym razem jak muszę tam się udać, to wracam chora. Za każdym razem kończę w powodzi smutku i depresyjnym kotle; niezrozumieniu co takiego właściwie się wydarzyło, że tak mnie rozwaliło. Za każdym razem chcę wierzyć, że następny raz będzie inny, ale już wiem, że nie będzie. No, chyba że „znormalnieję”.
Ile jeszcze rozczarowań jestem w stanie przyjąć? Gdzie tkwi granica po przekroczeniu, której mówi się po prostu dziękuję, już mam dosyć. Bawcie się beze mnie.
Chciałabym w jakiś sposób uciec od tego.
Antyhing is better, than to be alone / and in the end I guess I had to fall / always find my place among the ashes. / I can’t hold on to me / wonder what’s wrong with me.
Evanescence „Lithium”
Skomentuj