Jedno z największych rozczarowań. Tym większe, że książka ta jest często polecana przez aspies i psychologów. A mnie się nie podoba 🙂
Aspergirls. Siła kobiet z zespołem Aspergera.
Brzmiało tak dumnie! I faktycznie pierwsze rozdziały są o sawantach, inteligencji, wyobraźni i w ogóle same plusy. Aż można się w sobie zakochać!
A potem dochodzimy do życia codziennego dorosłej osoby z zespołem Aspergera i zaczyna się fakap. Związki, których nie umiemy tworzyć i utrzymywać. Studia, których nie umiemy skończyć. Małżeństwo. Praca – nie taka jak powinna być; bieda, zależność finansowa. Bezdomność. Macierzyństwo, które może być marzeniem, ale jednocześnie jest gigantycznym balastem. Jednym słowem, gdzie nie popatrzeć, tam jakiś problem. Zrobiło mi się smutno jak to wszystko czytałam. Gdzie jest ta obiecana siła?
Potem jest rozdział o lekach i jest jeszcze gorzej. „Unikajcie lekarzy, którzy od razu przepisują mnóstwo leków”. „Nikomu nie oddawajcie władzy nad sobą, nawet lekarzowi”. (Czyli co, zoperujcie się same)?
Na szczęście jest rozwiązanie. „Brakowi równowagi [w ciele] lepiej zaradzić przez dostarczanie witamin i suplementów dostosowanych do indywidualnych potrzeb niż przez uniwersalną pastylkę psychotropową”.
Olej z wiesiołka czyni cuda. Dziurawiec. Miłorząb japoński. Olejki eteryczne.
Mam tym wyleczyć depresję? Serio?
Jakby się dało to SSRI by nie istniały, bo nie byłoby takiej potrzeby.
Ale wszystko wyjaśnia się kilka stron dalej, kiedy Rudy pisze, jak to dostała pakiet suplementów od jakiejś firmy i bardzo je poleca. Zrobiła nawet badania wśród swoich aspergirls – rozdała 12 (słownie: dwanaście) pakietów dziewczynom z zespołem Aspergera. Część odmówiła przyjmowania, trzy zrezygnowały w trakcie eksperymentu po tym, jak zaczęły odczuwać problemy z trawieniem. Efekt tego „badania” oczywiście jest świetny, wszystkie uczestniczki, które wytrwały do końca czuły się super. Tylko ile ich było? Pięć? Trzy? Potężna próba badawcza!
Nie rozumiem też zdania „Doustne środki antykoncepcyjne regulują okres ale mogą doprowadzić wrażliwą dziewczynę z zespołem Aspergera do szaleństwa, więc jeśli decydujecie się na ich przyjmowanie uważajcie na to co dzieje się w waszych głowach”. What?
Ja bym raczej uważała na łączenie powyższych z zalecanym dziurawcem, bo jak wiadomo obniża on skuteczność antykoncepcji hormonalnej.
Mam mieszane odczucia co do tej książki. Początek był jakiś bardziej wyważony. Fajne są porady dla aspiegirls pod koniec niektórych rozdziałów (nie wszystkich). Na końcu jest lista cech kobiecego autyzmu i różnice między kobiecym i męskim zespołem Aspergera.
Niefajne są zabobony i wiara we wróżki zębuszki. I wybiórcze traktowanie nauki (czy tylko ja mam wrażenie że Rudy kwestionuje, że depresja wiąże się z nierównowagą chemiczną w mózgu i ograniczoną dostępnością neuroprzekaźników?). Porady w stylu nie ufajcie lekarzom którzy przepisują wam dużo leków mogą przynieść osobom z zespołem Aspergera więcej szkody niż pożytku. Ufajcie lekarzom, bo leki mogą wam uratować życie, ułatwić je lub poprawić jego jakość. Znajdźcie takich, którzy zrozumieją przez co przechodzicie i mają wiedzę jak to ogarnąć. Nie ma leku na Aspergera jako takiego. Są leki na dolegliwości, które pojawiają się jako efekt ASD.
Niezmiennie razi mnie też pisane o ASD jako o niepełnosprawności. To po prostu inny sposób postrzegania świata. Jakby świat był autystyczny i neuroróżnorodny, nikt nie mówił by o niepełnosprawności. No, może w odniesieniu do neurotypowych 🙂
Z tych dwóch powodów książka, która miała zadatki na super odkrycie, ląduje na moim aspergerowym śmietniku. Pójdę po dziurawiec. Albo po ten magiczny suplement, który uleczy mój autyzm. Żegnaj Hans, forever!

Skomentuj