Dryfowanie

Dryfowanie to taki stan, w którym niby człowiek funkcjonuje, ale tak naprawdę nie rejestruje rzeczywistości, pozostaje poza nią. To trochę jak oglądanie swojego życia jak nudnego filmu klasy B.

Taki stan przytrafia mi się najczęściej po shutdownie (kiedy ilość bodźców mnie przerasta i się wyłączam). Zanim dojdę do siebie, potrzebuję trochę czasu w samotności. Ale niestety, nie zawsze mogę go mieć, bo świat nie chce na mnie poczekać. Albo przeciążenie było na tyle mocne, że mimo powrotu do rzeczywistości wciąż jestem nią zmęczona. W efekcie żyję jakby na krawędzi życia, bo mój umysł wycina część informacji, żeby mnie nie dobijać.

To trochę jak zawieszanie się komputera (czasami używam też określenia zawieszenie). Niby ten komputer działa, niby coś tam mieli w środku, ale kontaktu żadnego, a i szybkość reakcji żenująca.

Dryfowanie jest płynięciem z prądem. Robię to co muszę, ale tego nie rejestruję. Potrafię czytać zdanie i zapominać na dwa słowa przed kropką, o czym czytam. Potrafię zapomnieć jaki jest miesiąc, dzień, jakie mam obowiązki. W głowie zazwyczaj gra mi cały czas muzyka, na której się koncentruję. Z nią płynę, a świat jest tylko jakąś upierdliwością na skraju świadomości. Mija mnie. A ja się jedynie przyglądam. Jak przejeżdżającym samochodom. Za chwilę zapomnę co widziałam.

Wraz z dryfowaniem przychodzi pewnego rodzaju odrętwienie. Jeżeli świat mnie nie interesuje i zapominam o nim, trudno pamiętać o obowiązkach, terminach, ważnych sprawach. Wszystko zaczyna mi wisieć. Nieważne jest dla mnie co ktoś sobie pomyśli, nieważne konwenanse; to, że czegoś nie wypada, a deklaracja podatkowa ma być taka, a nie inna, a jutro jest deadline. To jest nieistotne.

Odsuwam się od wszystkiego, patrzę na to z zewnątrz, jak widz, jakbym oglądała kiepski i nudny film. Czuję się wyprana z uczuć, nic mnie nie porywa, nic nie dotyka, tylko mi smutno jak to wszystko widzę. Gdzieś wewnątrz czuję płacz, ale nie umiem zazwyczaj płakać. To takie patrzenie bez grama nadziei, z totalnym zwątpieniem. Byle przetrwać kolejny dzień. Byle móc znowu zamknąć oczy i nic więcej nie widzieć. W niczym nie musieć brać udziału. Rozczarowanie tym, co mnie otacza. Odmowa brania udziału w tej farsie.

Rzeczywistość przesącza mi się przez palce i łagodnie skapuje na podłogę.

Możliwe, że to dysocjacja (derealizacja) i służy ochronie przed nadmiernym stresem. A może po prostu świat nie jest wart takiej uwagi, jaką się mu poświęca? Prawdziwe życie toczy się gdzieś indziej.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: