Święto zmarłych skłania do refleksji o przemijaniu, życiu i śmierci. Dla mnie to również moment o pomyśleniu o tych wszystkich, dla których życie okazało się zbyt dużym cierpieniem.
Założenie ogólne jest takie, że człowiek ma instynkt przetrwania i robi wszystko, by przy życiu się utrzymać. Tak działa fizjologia. Tak też działają wszystkie służby – ratować, dopóki się da.
A co, jeżeli ktoś nie chce żyć?
Gdy życie jest dla niego cierpieniem, każdy dzień przynosi ten sam ból i zwątpienie? Kiedy chęć zakończenia życia nie wynika z porywu, impulsu; nie jest świadectwem choroby czy depresji; nie jest demonstracją czy zemstą na innych; nie jest krzykiem i prośbą o pomoc, a jest po prostu decyzją, którą podejmuje się w pewnym momencie? Kiedy człowiek stwierdza, że jest już spełniony, że wszystko co chciał na tym świecie już ma? Kiedy życie po prostu traci swój sens, bo cel został zrealizowany, a nowych na horyzoncie nie ma? Kiedy nie chce kolejny dzień zmagać się ze światem, który jest mu obcy, który go odrzuca? Kiedy nie ma nadziei, że coś się zmieni, bo niezmienne trwa wiecznie?
Cóż, wtedy ma pecha. Takiej opcji nie przewidziano.
Zwierzętom wielkodusznie pozwalamy nie cierpieć, skracając ich agonię zastrzykiem, po którym spokojnie zasypiają. Dla ludzi nie ma miłosierdzia. Odarci z godności, w cierpieniu, w bólu, w upokorzeniu muszą czekać na ostatni oddech.
Jeżeli ktoś zdecyduje się popełnić samobójstwo nie ma wielkiego wyboru. Musi to zrobić spektakularnie, fundując traumę innym osobom: tym które go znajdą, zidentyfikują, będą musiały to wszystko „posprzątać”. Bo śmierć samobójcza jest brzydka. Jest dużo krwi. Jest okaleczone ciało. Jest świadectwo cierpienia ostatnich chwil, zanim nastąpi tak bardzo upragniony spokój. Nie można po prostu przyjąć zastrzyku w swoim fotelu, w otoczeniu bliskich, którzy tę decyzję zaakceptowali. Umrzeć otoczonym miłością, bliskością, spokojem i ciepłem drugiego człowieka. Trzeba trafić na pierwsze strony gazet, z tytułem o wielkich wykrzyknikach.
Trzeba umierać w samotności.
Myślę dzisiaj o tych wszystkich, którzy stanęli przed takim wyborem. Zapalam wirtualną świeczkę wyklętym i zapomnianym, których decyzji nikt nie potrafił zrozumieć. Którzy przynieśli wstyd rodzinie, o których szeptają po kątach sąsiedzi kręcąc z niedowierzaniem głowami i pytając ale dlaczego?, bo nic przecież nie wskazywało... Których nieobecność zbywa się długim, acz wymownym milczeniem.
P.S. To nie zachęta do zabicia się, ani żaden list pożegnalny, tylko rozważania o godności umierania. Nie zamierzam się zabić.
P.S 2 O tym, jak postrzegają samobójstwo dorosłe osoby z zespołem Aspergera też będzie. Bo w tym również różnimy się od neurotypowych.

Skomentuj