Czasami przychodzą takie dnie jak dzisiejszy, kiedy po prostu nie chce mi się mierzyć ze światem.
Zupełnie nie wiadomo dlaczego. Wczoraj było spoko, a dzisiaj już nie jest. Dzisiaj świat mnie męczy.
Odmawiam mu swojej obecności, odmawiam udziału w zaplanowanych działaniach. Zamykam się w sobie, ignoruję to, co trzeba i należy. I to co wypada. Wchodzę w swoją, aspergerową rzeczywistość, gdzie nie istnieją nakazy i zakazy; pozostaję w niej, w spokoju, ciszy i bez negatywnych bodźców. Bez niezrozumiałych emocji. Bez presji z zewnątrz. Bez cudzych oczekiwań.
Zastanawiam się, skąd się biorą takie dni jak dzisiaj.
Być może to nadmiar obowiązków, które w końcu przytłaczają i powodują shutdown?
A może po prostu cały czas jest we mnie ta świadomość, że żyję w obcej rzeczywistości? Że muszę kontrolować właściwie wszystko i na każdym kroku, by nie doprowadzić się do kryzysu. Nie można po prostu odpocząć i „pójść na żywioł”. Wszystko musi być zmierzone, zważone, dokładnie zaplanowane, by można było iść naprzód. Nie da się złamać rutyny czy schematu i nie zapłacić za to później meltem.
Kontrolowanie wszystkiego na każdym poziomie mnie męczy. Chciałabym chociaż raz móc zrobić coś „na spontanie” i żeby to coś mnie nie zabiło. Bez planowania. Bez analizowania wszystkich możliwych przypadków, wypadków i możliwości. Tęsknię za brakiem kontroli, ale wiem, że jej brak mnie pokaleczy.
To jak życie w ciągłym kieracie – cały czas, krok za krokiem, wszystko musi być przygotowane pod Hansa, żeby potem nie odbił mi się aspergerową czkawką.
Ale kontrola rzeczy, których i tak się nie da skontrolować, nie dość, że złudna, to jeszcze jest naprawdę męcząca.

Skomentuj