Rozmowy telefoniczne – moja nemezis.
Nie jest tajemnicą, że osoby ze spektrum autyzmu rozmów telefonicznych nie kochają. To logiczne:
- nie wiadomo jaki będzie ich przebieg
- trzeba reagować na bieżąco, zanim człowiek zdąży się dobrze zastanowić, co właściwie by chciał i czy mu to pasuje
- skupianie się na rozmowie, treści i jeszcze swoich interesach naraz jest trudne
- telefon zawsze dzwoni z zaskoczenia i w niewłaściwym momencie
- nigdy nie wiem czego będzie dotyczyła rozmowa i ile potrwa
Dlatego zdarza mi się po prostu nie odbierać telefonów. Oczywiście z rzadka oddzwaniam, szczególnie na te nieznane numery (do znajomych jednak tak, chociaż z pewną niechęcią). Nie wynika ona z tego, że ich nie lubię, olewam lub cokolwiek w tym stylu. Mam Aspergera i po prostu nienawidzę gadać przez telefon, bo taka rozmowa jest dla mnie męcząca.
Co ciekawe, bardziej stresują mnie rozmowy z osobami, które znam. Osoby obce, do których mam jakiś interes, traktuję trochę zadaniowo – coś mam załatwić i taki jest mój cel. Poza tym nie ma tutaj miejsca na wypytywanie o życie prywatne i kurtuazyjne pogaduszki, bo przecież się nie znamy. Robimy biznes i nic poza tym. Nawet jak się zbłaźnię, to być może nie spotkam już tej osoby nigdy w życiu. A ona mnie nie zna, więc zapomni. Nie ma zagrożenia.
Ze znajomymi jest gorzej – jak tu się walnie jakąś gafę, to będzie ona wisiała w kontaktach nawet latami. Poza tym wiem, że mają oni jakąś wizję mojej osoby, którą im sprzedaję, więc trzeba się w nią wpasować. A to wcale nie bywa łatwe. Bo jak odgrywać błazna, jak właśnie ma się doła? Dla mnie moje zachowanie jest spójne i wiem z czego wynika, łącznie ze wszystkimi meltami i innymi shutdownami. Dla kogoś innego jest całkowitą zagadką i wygląda na chaos. Jak komuś wytłumaczyć, że mam dosyć ludzi i kontaktów z nimi, jak osoby neurotypowe nigdy tego nie doświadczają i nawet przez myśl im nie przechodzi, że można się tak czuć?
Ludzie czują się też w obowiązku pytać o rzeczy, które były kiedyś, a do których ja często nie chcę już wracać (lub ich nie pamiętam). Nie mówiąc już o dyskrecji i delikatności, która często wpędza mnie w konfuzję (no bo co odpowiada się na pytanie co tam z twoim problemem, czy już dobrze, jak nie pamiętam o jakim problemie gadaliśmy pół roku temu)?
Pomijam już samą treść rozmowy i rozbieżne oczekiwania. Mam duże wątpliwości co wypada powiedzieć, a co nie. Przykładowo, co mówi się, gdy ktoś najeżdża na wspólnego znajomego, oceniając go w sposób, z którym się nie zgadzam? Jak potwierdzę, będę w sprzeczności ze sobą. Jak zaprzeczę, rozmówca strzeli focha i po zawodach.
Albo co odpowiada się ludziom, którzy mówią, że ich bliscy mają raka? Aż się prosi powiedzieć, że wszyscy umrzemy i byleby się krótko męczyli. Żelazna logika odarta z uczuć. Ale nie wypada. Nie wypada też walnąć że wszystko będzie dobrze lub nie przejmuj się – standardowe słowa pociechy. Co więc wypada?
Wiele osób traktuje telefon jako formę spowiedzi ze swoich ostatnich tygodni, wierząc, że ten po drugiej stronie jest w stanie to ogarnąć, zrozumieć, przetrawić i wesprzeć. Założenie może i słuszne z jednym wyjątkiem – jak ma Zespół Aspergera to męczy się bardziej niż rozmówca. Po każdej rozmowie telefonicznej muszę zmienić koszulkę, bo mam całą mokrą od potu.
I nie, to nie jest przenośnia. Można mieć doktorat i rozgryzać ważkie problemy tego świata, a wypieprzać się na zwykłej rozmowie telefonicznej. Ot, urok aspergerowego świata.

mam wrażenie, że przy rozmowie telefonicznej masz w sumie te same powody do stresu co przy rozmowie oko w oko. Rozumiem, że do spotkania osobistego można się przygotować, zaplanować, a do telefonu nie. No, ale są jeszcze przypadkowe spotkania na ulicy…
PolubieniePolubione przez 1 osoba