Dopiero gdy zaczyna się robić naprawdę ciepło, dociera do mnie, jak wielkie znaczenie dla tego jak się czuję mają stresory.
Stresory są różnego rodzaju bodźcami, które powodują w organizmie reakcję stresową. Ta reakcja może nie być odczuwalna „namacalnie” (czyli nie czuję, że się denerwuję), ale niepokój gdzieś tam we mnie siedzi. Może też objawiać się klasycznym stresem i nerwówką – od problemów z żołądkiem, aż po panikę.
Osoby z Aspergerem, w związku z nadwrażliwością sensoryczną, mają znacznie przesuniętą granicę akceptacji bodźców z zewnątrz. To, co dla innych jest całkiem znośnym, a nawet wciąż przyjemnym odczuciem, dla osób z ASD jest już bolesne lub przykre. I chociaż często słyszę nie przesadzaj, nie jest aż tak gorąco / głośno / tłoczno itp. to niewiele to zmienia. Osoby dorosłe z Aspergerem cierpią całe życie tak samo, bo nie da się z tego wyrosnąć.
Do największych stresorów jakich doświadczam zaliczam:
- Upał. To chyba najgorsza rzecz jaka może mi się przydarzyć, dlatego nie przepadam za pełnią lata. Leżenie na plaży, na leżaku w ogóle nie wchodzi w grę. Jak tylko temperatura przekracza ok. 23-24 stopnie, chowam się tam, gdzie chłodniej. Wyższa ciepłota sprawia, że rozładowuje mi się bateria. Mam wrażenie, że brnę w kisielu, że nie mogę oddychać. Moje ciało się gotuje, żar przelewa się przez płuca. Przy 30 stopniowych upałach zdarza mi się nie wychodzić z domu i siedzieć przy zamkniętych oknach (by ani odrobina żaru nie wpadła do środka). Wietrzę nocami. Wakacje planuję w chłodniejsze miesiące lub w lesie / nad wodą.
- Głośne dźwięki, w szczególności krzyki dzieci, płacz, zabawy. Nie cierpię płaczących dzieci. Kiedy tylko słyszę jakieś wrzaski na zewnątrz od razu zakładam słuchawki. Nie cierpię też myjek ciśnieniowych. Ich buczenie wwierca mi się w mózg jak świder. To jest stresor, który odczuwam bardzo fizycznie – mam ochotę uciekać, albo od razu rodzi się we mnie złość. Unikam więc wszelkich miejsc ulubionych przez rodziców ze swoimi pociechami. I nie rozstaję się ze słuchawkami.
- Tłok, tłum. Dużo ludzi sprawia, że zaczynam się czuć jak w grze musisz dotrzeć do celu tak, by nikogo nie potrącić. Level expert. Nie lubię, gdy ludzie mnie dotykają w tłumie, popychają. Denerwuje mnie samo przedzieranie się przez tłum; to, że nie mogę iść swoim tempem, że muszę koncentrować się na wszystkim dookoła. Zapachy. Kakofonia dźwięków. Tutaj też pierwsza myśl to uciec byle dalej. Czasami pomaga wyłączenie się (słuchawki na uszach na maxa), ale najczęściej po prostu unikam zatłoczonych miejsc lub przebywam w nich jak najkrócej.
- Głód i pragnienie. Z nimi mam problem, bo nie zawsze rejestruję na czas, że chce mi się pić lub jeść. Ale jak tylko jestem głodna, to od razu zaczynam się wkurzać. Irytuje mnie wszystko dookoła, zaczynam działać nerwowo, nerwowo reaguję na to, co ktoś do mnie mówi lub ode mnie chce. Jak dla mnie, reklama batonika w wersji dla dorosłych z Aspergerem powinna brzmieć Zjedz Snickersa bo się wkurzasz. Lepiej? Lepiej.
- Natłok spraw do załatwienia. Jeżeli mam na głowie dużo rzeczy do załatwienia (nawet jak to są tylko drobiazgi) to bardzo często zaczynam działać chaotycznie i gubić się w tym wszystkim. To wiele otwartych pętli, które trzeba wszystkie ogarnąć naraz, w najbliższej przyszłości. Nie umiem dobrze szacować czasu, więc kolejnym stresorem jest to czy zdążę to zrobić. Dlatego staram się nie dopuścić do wielkich kumulacji, a rzeczy do zrobienia spisuję na długie listy. Łatwiej ogarnąć i aż miło patrzeć jak ubywa.
- Czas. To dla mnie mega stresujące, gdy muszę gdzieś się stawić na konkretną godzinę i nie wypada się spóźnić. Zaplanowanie podróży, wstanie z budzikiem, spakowanie wszystkich rzeczy, które mogą się przydać, przewidzenie każdej sytuacji (a jak będzie lało i przemoknę?) to pół dnia planowania. Dodatkowo stresuje mnie samo docieranie na miejsce – podróżowanie transportem, który ode mnie nie zależy (a zależy od korków, opóźnień, awarii torów i innych tego typu spraw). Zazwyczaj jestem na długo przed odjazdem na peronie / przystanku lub wyjeżdżam z domu z wielkim zapasem czasowym. Takie wycieczki często muszę odreagować spokojniejszym następnym dniem.
Stresory przypomniały o sobie, bo właśnie dzisiaj wycięło mnie ciepło i słońce. Słabość, zawroty głowy, senność, wszechogarniający kisiel… Nie, wcale się nie cieszę, że idzie lato.

Aż za dobrze znam te wszystkie stresory. Ja mam gigantyczny problem z tym żeby nie być dużo przed wyznaczonym czasem. Nawet jak mam spotkanie o 8 rano 5 km od miejsca zamieszkania, to wstaję już przed 5, żeby zdążyć się przygotować i być na miejscu o 7. A potem czekam jak durna. Gdy się gdzieś spóźnię o 1-2 minuty(nie z mojej winy oczywiście) i spotkanie się zaczęło beze mnie to mam problem wejść do sali. Jak ktoś mi powie, że przyjdzie lub zadzwoni za godzinę, to ja przez ten czas oczekiwania nie jestem w stanie nic zrobić, tylko czekam. A neurotypowi oczywiście tego nie rozumieją.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Z tym spóźnieniem to prawda. Nie dość, że wejście smoka to jeszcze wszyscy się gapią. 😉
PolubieniePolubienie