Wtorkowy smutek

Miałam wrócić po urlopie w pełni sił, a tymczasem jest wręcz odwrotnie. O ile poniedziałek wszedł całkiem dobrze, dzisiaj głowa powróciła do mielenia aspergerowych pytań egzystencjalnych. No i przestało być lekko.

Najpierw była panika związana ze zbliżającymi się obowiązkami i mnóstwem zaległości. Tego w urlopie najbardziej nie lubię – że w ostatnich dniach człowiek zaczyna się martwić tym, co na niego czeka. Dla mnie trudnością nie jest samo wdrożenie się do pracy (w sumie lubię to co robię), ale natłok wszystkich rzeczy, które krzyczą o moją uwagę. Od tych „grubszych” nad którymi trzeba posiedzieć kilka godzin lub nawet dni, aż po te drobne, które załatwiam w pięć minut. Nagle, w jeden dzień, muszę ogarnąć to, co zbierało się przez dwa tygodnie. To gwarancja przepalenia bezpieczników i meltu.

I chociaż wczoraj nawet jakoś się udało i pracowało mi się dobrze, dzisiaj przyszedł czas na odreagowanie. Najpierw koszmary w nocy, potem wszystkie fakapy na dzień dobry. Wczoraj wszystko wychodziło. Dzisiaj wszystko się wali. Do tego jeszcze wrócił smutek i dziwne rozkminy. Nie wiem jak się ogarnąć z tym wszystkim, kiedy coraz bardziej się pogrążam, a optymizmu jak na lekarstwo.

Niby smutek informuje o tym, że czas zatrzymać się i zastanowić. Zmusza do przemyśleń. Boję się ich efektu, bo mi jest smutno z powodu otaczającego mnie świata. Patrzę na niego i widzę jak jest spaprany; patrzę i nie dostrzegam ani promyczka nadziei że może być coś lepiej. Ostatnio zaczęłam się też zastanawiać, czy przypadkiem się nie oszukuję, twierdząc, że udało mi się w miarę ogarnąć aspergerowy świat. Ułożyć sobie życie tak, by Hans nie przeszkadzał zanadto. Teraz nie wiem czy to przypadkiem nie jest oszukiwanie samej siebie. A jak mówię tak, bo inaczej będę musiała przyznać że rzeczywistość jest do dupy i nie da się z tym nic zrobić? Takie próby udowodnienia sobie, że się da, ale tak naprawdę się nie da w tym funkcjonować na swoich warunkach? Jeśli to wszystko jest kłamstwem i jestem skazana na cierpienie, frustrację, melt za meltem, niezrozumiałe relacje z ludźmi i smutek? Jeżeli moje życie do końca będzie wyglądało tak samo beznadziejnie jak wyglądało dotychczas?

Nie umiem znaleźć odpowiedzi na to pytanie. W efekcie odechciewa mi się wszystkiego. Tego co miało być przyjemne – gdy to zaplanuję, staje się kolejnym obowiązkiem z listy do zrobienia. Męczą mnie codzienne rzeczy – tym, że są takie same i powtarzalne. Jak chomik biegający w kółko, codziennie od nowa. Nie widzę uzasadnienia dla podejmowania jakichkolwiek działań, bo jeśli wszystko jest oszukiwaniem się, to jaki one mają sens? Coraz bardziej męczy mnie życie jako takie, ze swoim zaprogramowanym rytmem, neurotypowymi wymaganiami i nieprzerwanym biegiem do przodu. Jakby odechciało mi się w nim uczestniczyć. Jakbym uwierzyła w to, że się oszukuję i nic nie ma już sensu, bo lepiej nie będzie.

To jak czekanie na autobus, który nigdy nie przyjedzie.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: