Depresja i meltdown to dwóch, nieodłącznych towarzyszy dorosłego życia z Aspergerem. Coraz częściej zastanawiam się nad różnicą między nimi.
Czy da się tak naprawdę wskazać co jest meltem, a co depresją? A jeśli depresja nie jest depresją sensu stricte, tylko ciągiem następujących po sobie meltów?
Teraz, gdy wiem jak wygląda melt i kiedy się przydarza, widzę jak wiele wspólnych cech ma z depresją.
Widzę to zmęczenie światem. Smutek, który wręcz zalewa. Brak jakichkolwiek perspektyw, czarne widzenie przyszłości. Niechęć by próbować. I brak wiary, że jakakolwiek, kolejna próba się powiedzie.
Poczucie odrębności; tego, że życie toczy się jakimś całkiem innym torem, który dla mnie jest zamknięty. Poczucie, że nic nie jest istotne, czas może sobie płynąć, a ja i tak oleję wszystkie swoje obowiązki.
Przyjemność z leżenia i gapienia się w ścianę. Niechęć do wysiłku fizycznego, bez względu na to, czy to przyniesienie sobie herbaty czy maraton. Niechęć do jedzenia, brak smaku posiłków, brak decyzji na co mam ochotę.
Mam wrażenie, że melt to taka depresja w pigułce. Kilkugodzinna lub kilkudniowa. Która powinna minąć sama z siebie, jeśli człowiek nie dowali sobie kolejnych obciążeń.
Kiedyś tego nie wiedziałam. Pojęcie meltdownu było mi nieznane. Brnęłam więc coraz bardziej w neurotypowe oczekiwania, starając się spełniać je wszystkie. Bez chwili na odpoczynek i odreagowanie. Efektem było sześć depresji, od szkoły średniej, aż po dzisiejszy dzień. Powracających z niesamowitą regularnością – wciąż i wciąż. Bez szansy na zmianę.
Teraz się zastanawiam czy to jedno z drugim się nie łączy. Czy to nie jest tak, że melt powtarzający się zbyt często może przerodzić się w depresję kliniczną? To tak jak zbyt mocny trening nie pozwala zregenerować się mięśniom i finalnie prowadzi do kontuzji. Powtarzający się melt prowadzi do kontuzji psychicznej – trwałego wyrobienia śladów pamięciowych w mózgu, neuronowych szlaków reagowania. Cały czas przepalone bezpieczniki nie mogą pracować normalnie. Odmawiają pracy, tak samo jak człowiek odmawia życia w tym świecie, pogrążając się w depresyjnej czerni.
Ciekawi mnie ilu depresji można by uniknąć, gdybym wcześniej wiedziała, że mam zespół Aspergera i jak postępować w przypadku meltdownu. Ot, pytanie retoryczne, bo już nie do sprawdzenia.
Dzisiaj wiem tyle, że odpowiednia dawka odpoczynku pomaga uniknąć lęku i ataków paniki. Zostawia odpowiedni poziom energii na to, by zareagować na wyzwania codzienności. Co do samej depresji to trudno wyciągnąć jakieś wnioski, bo jadę na SSRI. Ale pilnowanie aspergerowej higieny życia pozwoliło mi odnaleźć znacznie więcej spokoju, niż próba życia po neurotypowemu.

Skomentuj