Akceptacja diagnozy spektrum autyzmu [po diagnozie]

Chyba ostatni, ale jak bardzo oczekiwany, etap po diagnozie spektrum autyzmu w wieku dorosłym.

Potrzebowałam aż 15 miesięcy, by powiedzieć sobie mam Aspergera i to jest OK.

Nie do uwierzenia, patrząc na fakt, że cały czas jestem tą samą osobą co kiedyś. Ale jednak wiele się zmieniło.

Diagnoza Zespołu Aspergera (obecnie nazywanego spektrum autyzmu) dała mi finalnie wiele korzyści:

  • Spokój w codziennym życiu. Przestałam walczyć o to, by było „normalnie”. Na siłę spotykać się z ludźmi, przeżywać rozczarowania ich niesłownością, czy brakiem czasu. Znalazłam więcej czasu na odpoczynek, bo jest mi potrzebny. Przeorganizowałam dzień, by nie musieć jak inni pracować po 8 godzin non stop. Wprowadziłam zmiany, które usystematyzowały mi życie i dały potrzebną dla zachowania spokoju rutynę. Wróciłam do dawnych marzeń i planów. Nauczyłam się dawać sobie wolne, gdy świat mnie przytłacza. I odpoczywać – tak po prostu, bez poczucia winy, że leżę i nic nie robię.
  • Poczucie własnej tożsamości. Wiem kim jestem. Wiem jakie mam cechy. Dokładnie musiałam się zastanowić co lubię, a co nie (a raczej co lubiłam bo wypadało, albo kiedyś mi powiedziano, że tak trzeba). Diagnoza Aspergera pomogła mi zrobić życiową stop-klatkę – zatrzymać się na chwilę i zastanowić, czy ja naprawdę biegnę tam gdzie chcę. A jeśli nie, to gdzie bym chciała wyznaczyć swój cel.
  • Paradoksalnie, spektrum autyzmu zdjęło ze mnie łatkę dziwaka, którą sama sobie nakładałam. Bo widziałam jak bardzo odstaję od innych. Jak cieszą mnie inne rzeczy i jak inne mam zainteresowania. Jak inaczej spędzam czas. Było mi wstyd za to, że wolę być gdzieś sama, a nie wśród 30 osób. Przecież wszyscy to uwielbiają! Ja też muszę! Teraz wiem, dlaczego tak się działo. I wiem, że mam prawo do tej odmienności.
  • Papier ze adnotacją, że mam Aspergera wyleczył mnie z depresji oraz dużej części lęków i meltów, skuteczniej niż wszystkie leki razem wzięte. Już nie próbuję na siłę robić jak inni, już nie podążam za stereotypami. Żyję w swoim świecie, przyjaznym i bezpiecznym. Dzięki temu nie nadziewam się co chwilę na odmienne oczekiwania, krytykę, uświęcone mądrości i społeczne wytyczne. Moja depresja pojawiała się na skutek prób dopasowania się, które zazwyczaj kończyły się fakapem. Lęk był reakcją na mierzenie się z czymś, co mi całkowicie obce. Meltdown pojawiał się, gdy było za dużo neurotypowości, do której parłam – bo przecież tak trzeba, wszyscy to robią, więc i ja muszę. Gdy te wyzwania zniknęły, zniknęły również ich objawy (lub występują naprawdę rzadko. Cóż, nie da się całkiem odciąć od rzeczywistości).
  • Diagnoza ASD wzmocniła moje poczucie własnej wartości. Chociaż w początkowych fazach ono spadło na samo dno, teraz jestem dumna z tego, że mam wyjątkowe cechy i umiejętności. Że odbieram świat bardziej, mocniej, dokładniej w niektórych dziedzinach. Że widzę go zupełnie innym, niż ktoś, kto tylko prześlizguje się wzrokiem po okolicy. Że mam wiele talentów, które dla mnie są czymś oczywistym i korzystanie z nich nie powoduje najmniejszego wysiłku, a budzą podziw na zewnątrz.
  • Dzięki niej udało mi się zbudować własny świat, odporny na neurotypowe stereotypy, oczekiwania, uświęcone tradycje rodzinne. Nawet jak ktoś się przypieprzy, to wyciągam mu papier i mówię sorry, nie da się. Ja mam autyzm. W efekcie mam odwagę odmówić wszelkim żądaniom, manipulacjom, wymuszeniom, emocjonalnym zagrywkom, bo za mną stoi twardo Hans (zawsze miałam z tym problem, a ludzie to wykorzystywali). Teraz mam Aspergera i wiecie: naprawdę nie mogę / nie umiem / nie da się / to mnie przerasta. Z papierem od psychiatry nie da się polemizować :).
  • No właśnie, diagnoza nauczyła mnie asertywności i zdrowego egoizmu. Wiem że muszę się zatroszczyć o siebie, bo nikt inny tego nie zrobi (nie wie co potrzebuję, nie wie jak to zrobić, a ja nie chcę od nikogo dostawać „pomocy”).
  • Pomogła mi też zrobić porządek w relacjach. Mam ich teraz mniej, ale za to bardziej wartościowe. Odpuściłam ludzi, o których trzeba zabiegać; podziękowałam tym, którzy mieli pretensje o to, że nie jestem inna. Już nie szukam na siłę, jak kiedyś, kontaktu. Nie trzęsę się nad każdą relacją, którą udało mi się nawiązać – byleby się nie skończyła! Polubiłam samotność, bo daje mi szansę na bycie sobą i ze sobą (i z Hansem). Można wreszcie w spokoju poczytać. To ma też drugie oblicze – coraz rzadziej odczuwam wstyd, który kiedyś potrafił mnie zmuszać do fizycznego uciekania przed ludźmi.
  • Dałam sobie prawo popełniania błędów, z czym miałam ogromny problem wcześniej. Zawsze wszystko musiało być doskonale, perfekt, albo przynajmniej bardzo dobrze. Żadnych słabości. Żadnych gorszych momentów. Teraz, jak coś się wywali, tylko rozkładam ręce. No trudno. Mam Aspergera, najwyraźniej tego nie umiem, a mózgu sobie przecież nie wymienię. Albo melt. Na melta nie ma siły. W efekcie i poczucie winy mniejsze, i późniejszego mielenia w głowie tych wydarzeń mniej.

Teraz, z perspektywy tych 14 miesięcy z haczykiem, mogę powiedzieć, że decyzja o diagnozowaniu spektrum autyzmu w wieku dorosłym była jedną z najlepszych w moim życiu. I – patrząc na plany – być może zmieniła jego bieg w kierunku, który jeszcze 2 lata temu nawet nie przyszedł mi do głowy.

Mam nadzieję, że to stały trend. Bardzo bym chciała.

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Up ↑

%d blogerów lubi to: