Jedne z najtrudniejszych zadań dnia codziennego. Jak można zdecydować nie wiedząc co będzie potem?
Z podejmowaniem decyzji mam problem od zawsze. Kiedyś myślałam, że jestem po prostu taka niedecyzyjna, że to taka moja cecha, że nie wiem co wybrać. Przecież ludzie najczęściej nie mają problemu z określeniem co chcą lub co im bardziej pasuje. Ja jednak taki problem mam, a po diagnozie spektrum autyzmu (Zespołu Aspergera) wyjaśniło się dlaczego.
A to z dwóch powodów:
Po pierwsze, pasuje mi dużo rzeczy. Jak mam zdecydować, czy chcę pójść na rower, na spacer, pojechać w góry czy popływać, jak wszystkie te opcje są równie kuszące i przyjemne? Jak wybiorę jedną, to nie będę mogła skorzystać z innych. A jak okaże się, że wybór był zły, bo np. na basenie będzie dziesięć grup szkolnych i wrzaski dzieciaków w szatni mnie spalą? I skończę z meltem zamiast robić coś miłego? Nad każdą decyzją wisi widmo niewiadomych skutków.
Po drugie, wybór czegokolwiek wymaga zapoznania się z opcjami. Ja (niestety!) muszę sprawdzić, czy taki wybór mi pasuje pod wieloma względami. Podstawowe to oczywiście miejsce w kalendarzu, ale również np. sensoryzmy. Wiem, że może mnie spalić wiele rzeczy, które dla innych są niezauważalne, chociażby sam dojazd na miejsce spotkania przez zatłoczone miasto. Albo zapach wykładziny w hotelu. Zbyt wiele obowiązków wcześniej tego dnia. Lub bezsenna noc.
Bez względu na to, czy idę na spotkanie, czy wyjeżdżam na urlop, muszę więc sprawdzić mnóstwo rzeczy przed. I owszem, nawet często udaje mi się znaleźć miejsca czy wydarzenia, które jestem w stanie przeżyć bez załamania, ale często tonę w nadmiarze możliwości. Hoteli w wybranej okolicy jest mnóstwo, jak wybrać ten najlepszy, który najlepiej mi będzie pasował? Nauczyłam się ograniczać czas poświęcany na takie wybory i wybierać z trzech obiektów. Wcześniej zdarzało mi się siedzieć i po kilka dni, sprawdzając wszystko w okolicy, bo może jest gdzieś coś lepszego. Wybór wiąże się więc z utratą innych możliwości.
Lecz nie tylko. Dokonanie wyboru zamienia go w rzecz obowiązującą. Jak coś jest wybrane, to jest już klepnięte. Nie można tego zmienić lub odwołać (albo wymaga to zabiegów, które mnie okropnie obciążają psychicznie: gadania z innymi ludźmi). Podjęta decyzja staje się więc kolejnym obowiązkiem, który mam do wykonania. I mam duży problem z tym, żeby nawet na przyjemności (takie jak wyjazd na weekend czy urlop) nie patrzeć w kategoriach trzeba to zrobić dnia tego i tego o godzinie tej i tej. Samo czekanie na wydarzenie jest też obciążające.
Obciążające jest też przewidywanie, co trzeba będzie zrobić jak się rozmyślę. Nienawidzę się tłumaczyć, bo i tak nikt autyzmu nie rozumie. Bo czy da się komuś wytłumaczyć z shutdownu? Z tego że nie chcę (i nie mogę!) się widzieć z ludźmi? Nie da.
Dlatego nie przepadam za wybieraniem i decydowaniem, bo nie umiem tego dobrze robić. Paradoksalnie łatwiej mi to przychodzi w dużych, ważkich sprawach „życiowych” niż w codziennym zastanawianiu się jak spędzić popołudnie.
Nauczyłam się jednak kilku trików, które mi pomagają:
- Ograniczanie wyboru – tak jak wyżej z tymi hotelami. Trzy możliwości max i koniec. Nawet jakby 3km dalej był raj na ziemi.
- Wyznaczanie kryteriów, które są najważniejsze – dla mnie to ograniczenia stawiane przez sensoryzmy / stresory i konieczność kontaktu z naturą.
- Wybór pierwszej możliwości z brzegu – jeżeli nie wiem co jest najlepsze, wybieram pierwszą lepszą rzecz. Jeśli tego nie zrobię, to będę dalej siedzieć i rozważać i nie skorzystam z niczego. Lepiej skorzystać z czegokolwiek niż nie. Zaczynam więc coś robić.
- Nie żałuję podjętych decyzji. To pułapka w którą trafiają również osoby „normalne”. Jak wiem jak coś się skończyło, to jestem mądrzejsza, ale podejmując decyzję tych informacji nie miałam. Nie ulegam więc złudzie, że mogłam je przewidzieć na etapie decydowania (chociaż po wszystkim wydaje się to oczywiste).
- Staram się w miarę możliwości myśleć pozytywnie o wyborach (będzie fajnie!), żeby uniknąć samospełniających się przepowiedni i dostrzegania tylko tego co złe.
Muszę się jednak cały czas pilnować bo Hans Asperger zawiadujący moim mózgiem uwielbia wdawać się w rozważania i wyprowadzać mnie na decyzyjne manowce. I to w najmniej odpowiednich momentach.

Skomentuj